Forum Stowarzyszenia
administrator
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34 … ta_pl.html
A cóż tu komentować?
Pewnie, że wiocha. Tylko nazwa została.
Offline
Moderator
Jo tyż wiocha. Zasadniczo, ogólnie, mianowicie, niestety.
Offline
Użytkownik
Cóż, wiochą stała się 17.01.45 i do tej pory pomimo dwóch różnych epok politycznych, dalej podąża w tym kierunku (dzięka staraniom włodarzy i w dużej mierze bezczynności autochtonów na przejawy importu tzw. "wiochy" do Wawy ) Chociaż znam ludzi, którzy tu mieszkają od kilku zaledwie lat i bardziej "czują" miasto niż niektórzy urodzeni tutaj od kilku pokoleń. Ale co tu narzekać -trzeba robić swoje !
Offline
administrator
Wciąż z uporem będę twierdził, że imigranci z lat 40-50 jakoś mniej mi są wstrętni - choć obiektywnie pewnie reprezentowali sobą nieco mniej, niż współcześni. Tamci jeszcze niekiedy miewali świadomość, że przenoszą się do świata lepszego od kurnej chaty i towarzystwa nieco ciekawszego, niż w remizji (jak do dziś mówią niektórzy ze mną spowinowaceni) - i choć troszkę próbowali się asymilować. Ci, którzy wtargnęli do miasta po nieszczęsnym dlań roku 1989, to już insza inszość - to oni są kulturtraegerami. My, lud podbity liczebnie i "kulturalnie"; aborygeni, mamy się podporządkować, zamknąć mordy, bo nam jeszcze - zgodnie ze swą kulturą - po nich nakładą, konkwistadorzy.
Oczywiście - uogólnienia, to chamstwo i głupota. Co oczywiste, jest w tej grupie wiele jednostek bardzo wartościowych, absolutnie nie pasujących do opisanego powyżej czarno-białego schematu. Niektórych mam przyjemność znać, o innych słyszałem. Przykre, że to nie oni decydują o obliczu naszych najnowszych imigrantów.
A bezczynność autochtonów? Owszem, tu się zgodzę - ale cóż oni mają robić. Orczyk w dłoń i do boju? Bo inne formy raczej skazane są na jeszcze szybszą porażkę. Róbmy swoje, póki żyjemy.
Offline
Moderator
Nikt (no może poza sprzedawcami) nie lubi podwyżek cen, ale są miejsca i chwile gdy protestować przeciw nim nie wypada. Jak widać nie wszyscy to rozumieją. Pewno im się nic nie kojarzy z okolicą tej daty. Co najwyżej żniwa i młócka.
Offline
administrator
A co im się ma kojarzyć? Chyba, że ktoś ma urodziny, imieniny, komuś się krowa ocieliła... Lud wszedł do Śródmieścia - zwłaszcza po nieszczęsnym "zwycięstwie" w 1989 roku. Wiecznie głodni (nie swoich pieniędzy) rządzą.
Kiedy wreszcie powstanie Warszawska Partia Tutejszych?
Offline
Moderator
Teatr (tragi)Komedia
Ostatnio edytowany przez michel (1.08.2011 15:19:05)
Offline
Użytkownik
Skoro tak sobie narzekamy na innych... wtrącę i swój głos krytyki... bo ponoć lubimy to miasto a nawet szanujemy... więc jeśli ktoś ma ten zwyczaj, że lubi sobie zapalić i nie oceniam czy to fajny zwyczaj czy też nie... to niechaj tzw. peta wrzuci do kosza a z braku kosza do kieszeni chociażby i dodźwiga do najbliższego pojemnika zamiast tak pod nogi, na bruk i pod skrzydłami Stowarzyszenia... Koniec głosu krytyki:) Uff...
Offline
Moderator
Ja, niestety, nie zauważyłam. Jeśli coś takiego ma miejsce, to trzeba od razu reagować .Wszak mamy także wychowywać. A jeśli chodzi o lubienie i szanowanie naszego miasta i jego historii, to widziałam wczoraj, jak ono wygląda. Dowodem frekwencja na Powązkach.
A poza tym apel do Admina o rozważenie ewentualnego przeniesienia dwóch ostatnich postów do bardziej odpowiedniego wątku.
Ostatnio edytowany przez marzenka (2.08.2011 07:36:00)
Offline
administrator
Najpierw o apelu Mnie się też wydaje, że ten wątek był o czym innym i dwa ostatnie posty nie są na temat. Pozostawię je jednak w tym miejscu, jako świadectwo tego, jak można pewne rzeczy odbierać. Bez złośliwości. Trochę uczono mnie kiedyś o komunikacji międzyludzkiej. To nie jest łatwa dziedzina, wciąż się o to potykam. Jak widać, nie jestem w tym odosobniony.
Teraz ja też coś nie na temat - czyli o powyżej poruszonym zagadnieniu. Zgadzam się, to nieładne - i bywa, że sam nie jestem tu bez winy. Niestety, nie od rzeczy będzie zauważyć, że oprócz braku publicznych toalet, nasze miasto nie może się także pochwalić imponującą siecią koszy. Owszem, na głównych ulicach jest ich gdzieniegdzie sporo. Wystarczy jednak odejść 50 metrów w bok i sytuacja się drastycznie zmienia. A noszenie ze sobą żarzącego się przedmiotu... Powiedzmy, może napotykać na pewne trudności techniczne. Owszem, najlepiej jest w ogóle nie palić. Ale to już chyba naprawdę całkiem inny temat.
A o frekwencji na Powązkach, jeszcze chyba gdzieś napiszę. Oddzielnie, bo to jeszcze o czym innym.
Offline
Moderator
A może by tak nie dopuszczać takich homo erectus do spacerków? Chyba że delikwent(ka) przeprowadzi jakąś samokrytykę ze szczerą obietnicą poprawy?
Wybaczcie. Wymiękam, bo przypomniała mi się czytanka (w podręczniku z ruskiego) o pewnym pionierze.
Offline
Yorik napisał:
A może by tak nie dopuszczać takich homo erectus do spacerków? Chyba że delikwent(ka) przeprowadzi jakąś samokrytykę ze szczerą obietnicą poprawy?
Wybaczcie. Wymiękam, bo przypomniała mi się czytanka (w podręczniku z ruskiego) o pewnym pionierze.
Możesz wyjaśnić do kogo adresowana jest Twoja wypowiedź? Nie wiadomo, co masz na myśli.
Kasia ma absolutną rację.
Ostatnio edytowany przez ines (3.08.2011 06:35:08)
Offline
Posypuję głowę popiołem z papierosa, którego rzeczywiście nie zawsze uda mi się wyrzucić do kosza, którego akurat nie ma w zasięgu wzroku - bo jak jest to zdarza mi się równie często maszerować do takowego, choćby i był mi mocno nie po drodze. Mimo to, wydaje mi się, że robię wystarczająco dużo dla tego miasta i jego historii, żeby czasem móc przymknąć oko na mój brak dobrego wychowania. Szczerze powiedziawszy, mam wrażenie, że panuje tu tendencja do robienia afery o rzeczy naprawdę mało istotne, podczas gdy te ważne nie budzą żadnego zainteresowania.
Za to bez Ciebie, Jurku, spacerów sobie nie wyobrażam, więc proszę mi tego nie robić
Offline
Moderator
ines napisał:
Nie wiadomo, co masz na myśli.
"Cwaniak! Szyfrem mówi!"
Offline
Użytkownik
Pozwoliłam sobie na komentarz jak nadal uważam słuszny i stosowny do okoliczności, nie pozbawiony też kontekstu...
Miałam nadzieję, że temat jest bardziej do przemyślenia lub zignorowania jak kto woli... Kto chce wniosek wyciągnie, nie wnikam jaki. Nie było moim celem uruchomienie jakiejś lawiny...
Od początku...
Film w mojej ocenie nie dotyczy Warszawy a problemu społecznego, nie ważne czy to Warszawa, czy Kraków, czy jakiekolwiek inne duże miasto... Łatwo krytykować a projekt w mojej ocenie jest genialny i chwała temu kto znalazł na to środki... Jak dobrze pamiętam, do chwili powstania filmu w projekcie wzięło udział ok. 800 kobiet z czego połowa znalazła pracę i jakieś lokum... Jak wiele z tej połowy wykorzystało szansę i tu zostało - brak danych, raczej można się spodziewać, ze większość niestety nie poradziła sobie... Jeśli nawet tylko kilka z tych kobiet wyrwało się z patologii i zaczęło tu nowe życie, to warto było uruchamiać ten projekt (moja subiektywna ocena). Nie każdy ma równe szanse i dobrze, ze ktoś o tym myśli... A miasto jak sądzę nie poniosło jakiegoś uszczerbku w związku z tym projektem... Rzeczywiście powyższa krytyka przyczyniła się do moich uwag bo skoro nie podobają nam się inni, skoro mówimy "róbmy swoje" to róbmy... Proszę tylko o konsekwencje w działaniu... Pewnie wcześniej czy później zwróciłabym na to uwagę w "terenie", nadarzyła się okazja tu i może lepiej, nie mam problemu z charakterem "publicznym" tego miejsca...
Proszę też o większą powściągliwość w ocenach, przepraszam, ale nikt nie ma prawa oceniać tego jak inni i dlaczego dysponują swoim czasem ("frekwencja na Powązkach)...
Nie robię też afery "o rzeczy naprawdę mało istotne, podczas gdy te ważne nie budzą żadnego zainteresowania"... Gdyby nie budziły, nie spędziłabym z Wami soboty w deszczu... A co do spraw mało istotnych, będę wdzięczna jeśli mi kiedyś ktoś wyjaśni różnicę pomiędzy jedzeniem truskawek na cmentarzu (to jak pamiętam oburzało) a rzucaniem petów przed katownią na Szucha czy na Pl. Weteranów pod kościołem (nie oburza i jest rzeczą mało istotną)...
Znalazłam to forum dwa lata temu, nadal podziwiam Waszą wiedzę, zaangażowanie, pasję co nie raz i przy różnych okazjach mówię ale nie oczekujcie proszę ode mnie jednomyślności w sprawach, które budzą mój sprzeciw.
A komentarz Jurka pozostawiam... bez komentarza...
Offline
administrator
Nie chcę już tego wszystkiego w nieskończoność przewracać. Wątek, faktycznie, jakoś nie wyszedł. Pewien mój śp. wujek, miał zwyczaj, który wówczas, wiele lat temu, wydawał mi się nieco groteskowy. Otóż, opowiadając dowcip, zawsze po jego zakończeniu dodawał interpretację, w sposób absolutnie bezdyskusyjny wyjaśniającą treść. I nikt już nie był w stanie nie zrozumieć. Czasem myślę sobie, że to wcale nie było złe.
O jednym tylko chciałbym wspomnieć, skoro już się powyżej pojawiło. Frekwencja na Powązkach... Pójście 1 sierpnia na Powązki nie jest dla kogoś, kto się czuje warszawiakiem żadnym obowiązkiem. Oczywiście, że nie jest. Oddychanie też nie - a jednak, z jakichś względów to czynimy. Bo to konieczne i naturalne? Co zaś się tyczy członków Stowarzyszenia... Mogą o tym przeczytać - a nawet podyskutować, jeśli wola - w kąciku dla nich przeznaczonym. Jest tam nawet taki wątek, ale jakoś nie cieszy się zainteresowaniem. Prawdę mówiąc, niektóre pretensje Kasi też bardziej na miejscu byłyby tam, nie tu.
Offline
Moderator
Masz rację Krzysiu. Nie róbmy kielmoństwa. Mam zbyt duży szacunek do Was. Noblesse oblige
Offline