Forum Stowarzyszenia
RADZYMIÑSKA OPOWIE¦Æ DOJAZDOWA
- Widzia³e¶ podanie Laty? Ale ten bramkarz od nich - jak± szmatê pu¶ci³ - i to pod brzuchem.
- Nooo, a z Tomaszeskiego siê ¶mieli. Co¶ czujê ¿e nie pójdzie tym Angolom dzisiaj, jak mi jutro z poci±giem.
Wybe³kota³ Zdzis³aw tradycyjnie wymawiaj±c nazwisko bez "w" w koñcówce.
- No dobry by³, dobry! To co Zdzisiu, za gola? Bo ju¿ polane.
- Za gola! Eeee W³adek, ostatnio mia³e¶ lepszego tego siuwaksa.
- Nie marud¼, ledwo na mecz zd±¿yli¶my wykapaæ. Pij!
- A wypijê. Mecz meczem, ale wiesz, W³adziu, robota niepewna. Szwed jaki¶ siê krêci po Stalowej, kupiæ chce wszystko, do go³ych ¶cian. Prêdzej mu drugi potop czêstohoski w tendrze zrobimy ni¿ cokolwiek wywiezie!
Tymczasem Zdzi¶kowi co¶ bimber za dobrze podchodzi³, dom daleko, robota na wpó³ do czwartej, i nie honor by³o gospodarza o nocleg prosiæ. Choæ dziesi±tej wieczór jeszcze nie by³o, to ju¿ ciemno za oknem. Niestety twardy gwó¼d¼ przybi³ Zdzi¶kow± g³owê do sto³u, razem z honorem i golem dla Anglików.
Nad ranem W³adek szarpie przygwo¿d¿one ramiê.
- Zdzisiek! Zdzisiek!
- Cooooo. Ile jest?
- Po meczu. Ciuchcia gwizda³a na Radzyminie bo odjecha³a czwarta piêtna¶cie do Warszawy przy okazji zegarek ustawi³em. Nie masz s³u¿by dzisiaj?
- Maaam. £eb mnie boli. Jadê tym za cztery szósta, a która godzina?
- Czwarta dwadzie¶cia.
- Ty, lecê! Parowóz zimny! Gdzie mam buty?
- Tu masz. We¼ mój rower bo przez te bagna pod Dybowem to nie przejdziesz. Leæ!
- Mój ³eb! W³adek co¶ mi da³? Pewnie parowóz nie dopilnowany, nie rozpalony, bo m³ody nie da sam rady!
- Dobra bierz na klina co zosta³o, ze dwie setki jeszcze bêd±.
- Dobre i tyle. Lecê, parowóz zimny, nie zd±¿ê, ukatrupi± mnie!! Dawaj ten rower!! Jeszcze deszcz pada - wêgiel mokry bêdzie.
Zdzisiek o ile móg³ wsi±¶æ na rower, tak nie by³ w stanie zauwa¿yæ kiedy Syrenka "stoczwórka" ledwo wyhamowa³a przed nim na Wo³omiñskiej.
- Jak je¼dzisz tym kuro³apem bur¿uju!
Rowerzystê poruszaj±cego siê pijackim wê¿ykiem, niepokoi³y na przemian dwie rzeczy. Zimny parowóz i coraz wiêkszy ból g³owy. Wzrok nie pozwala³ na wiêcej ni¿ zobaczenie wiruj±cego ¶wiata w promieniu kilku metrów. Mijaj±c po prawej ko¶ció³, zza kolejkowego muru po lewej, unosi³ siê uspokajaj±cy i dobrze znany Zdzi¶kowi dym.
- No, m³ody siê wyrabia.
Wybe³kota³ z ulg± doje¿d¿aj±c do skrzy¿owania, w momencie gdy ochlapa³ go hamuj±cy autobus z Wyszkowa.
Na peronie pierwszym czekaj± cztery nieco zaniedbane wagony osobowe w kolorze oliwkowym, powoli nape³niaj±c siê lud¼mi. Odjazd za sze¶æ pi±ta, jeszcze nieca³y kwadrans. W jednym z uchylonych okien s³ychaæ dono¶ne narzekanie, o wêglu - ¿e go ¿a³uj± i po co te kozy w wagonie, a zima idzie, i zimno bêdzie, ¿e ³obuzy w Markach znowu szybê wybij±, a komunê i tak szlag trafi. Ot, dzieñ jak co dzieñ na Radzyminie W±skotorowym.
Od strony wyjazdu ze stacji, manewruje swoim pupilkiem, parowozem Px-em "dziewiêæset czternastk±" do¶wiadczony maszynista Lisowski. Za chwilê podepn± siê do sk³adu i zawioz± przepe³niony poci±g, pe³en si³y roboczej i klienteli bazaru Ró¿yckiego. Zdzisiek w biegu wrzuca rower do drezyniarni. Korzystaj±c z tego ustronnego kantorka, dopija klina z W³adkowej butelki i biegnie do parowozu. Ledwo dostrzega numer swojej maszyny. Px48 1911.
W peronie na drugim torze stoj± identyczne trzy wagony, czekaj±ce na parowóz Zdzis³awa.
- M³ody, co zepsu³e¶ tym razem?
- Dzieñ dobry! Oj chyba s³abo dzisiaj ze zdrowiem u mechanika, panie Zdzisiu, co?
- Dzieñ dobry Andrzejku. Ale nie interesuj siê m³ody, kiedy¶ siê dowiesz. Powiedz lepiej jak naszego grata rozpali³e¶. Sam? Od pó³tora miesi±ca siê uczysz i nie wierzê ¿e sam rozpalasz, pewnie Mietek ci pomóg³. Punkty obsmarowane?
- No, pan Lisowski mi pomóg³.
- Aaaa, Berecik, poczciwina z niego. Bêdê musia³ Lisoskiemu na fajrant butelkê zanie¶æ bo znowu mnie wyrêcza. M³ody, kosztujesz mnie, ale dzisiaj darujê. Nie mam si³, ³eb boli, kiedy¶ zrozumiesz, M³ody. Dokoñcz robotê ja ci powiem co i jak. Teraz lecê siê przebraæ.
K±tem oka dy¿urny zauwa¿y³ jak dziwnie chaotyczny Zdzisiek wywin±³ or³a prosto w ka³u¿ê przy zwrotnicy przed peronem. Lecz by³ zbyt zajêty puszczaniem poci±gu do Warszawy. "Potem siê nim zajmê" pomy¶la³.
Mija 5 minut przebrany Zdzis³aw wo³a:
- M³odyyyy, pojechali, tor wolny! W nagrodê dawaj, obracaj na talerzu nasz± jedenasteczkê i podjedziesz do poci±gu. Ja skoczê po papiery do dy¿urki. Tylko pamiêtaj o hamulcu! Ci¶nienie masz? Nie! Czekaj, dzisiaj Ma³ecki z lizakiem lata, on mnie teraz udupi. Ty pójdziesz do niego, tylko uwa¿aj bo menda straszna. Jakby pyta³ o mnie to powiedz ¿e przyjdê po manewrach. Aaa i zapytaj o wynik meczu.
- Dobra idê.
Stylowy zegar peronowy pokaza³ równiutko godzinê pi±t±.
Mechanik wdrapa³ siê na maszynê pomagaj±c sobie kolanami o pod³ogê. Ledwo ¶wita, deszcz pada, widoczno¶æ marna. Samopoczucie jeszcze gorsze! Wczorajszy mecz sieje coraz wiêksze spustoszenie w organi¼mie Zdzis³awa. Odhamowa³. Z wyczuciem dotkn±³ przepustnicê i maszyna powoli wjecha³a na obrotnicê. Robi³ to setki razy, ¿aden kac go nie rozproszy. W tym momencie wraca m³ody pomocnik i z daleka krzyczy.
- Jeden jeden mamy awans!!
- Dla kogo? Zawo³a³ Zdzis³aw stoj±c ty³em do kot³a, podpieraj±c siê lew± rêk± o krawêd¼ budki maszynisty.
- Panie Zdzi¶ku jak to dla kogo? No remis by³!
- Aaaa dobra, dobra ale nie krzycz tak i ³ap za obrotnicê.
Odburkn±³ mechanik popêdzaj±c m³odego, przy okazji robi±c spory zamach rêkoma. W tym momencie poczu³ ból w prawej rêce. Uderzy³ mocno w d¼wigniê przepustnicy. Ta wiernie uderzy³a par± w silniki... 180 konna maszyna ruszy³a gwa³townie przed siebie.
- Nawrotnik! Mój Bo¿e, nie przestawi³em. Hamulec! Ceg³y! Sk±d ceg³y w budzie? Co jest, Andrzej! Stój!
Za pó¼no.
Niezrêczn± ciszê przerwa³ kawa³ek muru osuwaj±cy siê po ¶cianie tendra str±caj±c tabliczkê "Ptx48".
22 tony sapi±cej stali ruszy³o z obrotnicy w stronê miasta. Za obrotnic± znajdowa³ siê króciutki tor zakoñczony przerdzewia³ym koz³em oporowym. Okaza³ siê ¿adn± przeszkod±, tak samo jak mur oddzielaj±cy stacjê od ulicy. Lokomotywa bez szyn wyjecha³a do po³owy swojej d³ugo¶ci na chodnik, ryj±c sobie drogê obrze¿ami kó³.
Gdy opad³y resztki kurzu Andrzej przeskakuje po gruzach i wskakuje do budki
- Panie Zdzi¶ku nic panu nie jest?
Zdzis³aw, choæ ju¿ zupe³nie trze¼wy, nie by³ w stanie cokolwiek odpowiedzieæ.
Przybiega z krzykiem dy¿urny ruchu, Ma³ecki.
- Co¶cie zrobili?! Jak mo¿na by³o obrotnicê przejechaæ?! I to przez mur?! Przecie¿ tam jest kwiaciarnia! Zdzisiek, wjecha³e¶ w kwiaciarniê!
Ch³opie chod¼ do dy¿urki, owinê ci rêkê. M³ody, czekaj na pierwszy poci±g z Warszawy, za parê minut powinni byæ. Powiedz im, niech natychmiast siê odepn± w peronie i wyci±gn± was na odstawczy, pod sam oporek. Tylko bez ha³asu i ¿eby ludzie nie widzieli! A o szóstej przyjd± warsztatowcy to niech sprz±tn± chodnik i skocz± po ceg³y do Gieesu. Nim przyjedzie poci±g to biegnij na Zduñsk± po mojego zmiennika, on najbli¿ej z nas mieszka, dwie¶cie metrów masz po drugiej stronie szosy i niech ju¿ przed szóst± zaczyna to sprz±taæ do ¶rodka. Ja zajmê siê Zdzi¶kiem i za³atwiê na komendzie ¿eby problemów nam nie robili.
Nastêpnego dnia w Radzyminie plotkowano o kolejarzach co chcieli do monopolowego podjechaæ na miasto.
Kolejarze d³ugo opowiadali anegdoty, jak to sobie Zdzisiek w Nasielsku radzi bo przynajmniej obrotnicy tam nie maj±...
Offline
administrator
Mam wra¿enie, ¿e imiê g³ównego bohatera zosta³o zmienione...
Offline