Forum Stowarzyszenia
administrator
Ci bez_niebezpiecznego_narzędzia nacierają nadal (i to pewnie dopiero początek). W pewnej redakcji, ponoć (tak ujawniają) odbyła się burza (jak oni piszą, "mózgów") na temat, jak skuteczniej wyeliminować samochody (i pieszych, bo to też element do eliminacji) z miasta. Coś tam z zamieszczonej relacji pozwolę sobie skopiować:
Wszyscy zgodzili się, że konieczna jest lepsza edukacja skierowana do wszystkich użytkowników dróg - pieszych, cyklistów i kierowców. Ciekawsze propozycje zgłaszane przez uczestników warsztatów to m.in.: * wprowadzenie do szkół przedmiotu "Edukacja komunikacyjna" * obowiązkowe przejazdy na rowerach w czasie kursów na prawo jazdy (uświadomiłyby, jakie problemy napotyka cyklista na drodze i jak powinien się zachować kierowca) * większa liczba wideorejestratorów w radiowozach, które nagrywałyby niebezpieczne zachowania na drodze * organizowanie wspólnych przejazdów na rowerach środowisk cyklistów razem z policjantami (żeby policja bardziej poznała problemy cyklistów) * (...)
Pojawił się także apel do mediów, żeby nie podjudzać jednych na drugich - np. rowerzystów na kierowców czy pieszych na cyklistów. Rolą dziennikarzy ma być m.in. to, żeby ciągle piętnować niebezpieczne zachowania - przekraczanie prędkości czy jazda po pijanemu.
Prześliczne. Chamskie i niemerytoryczne uwagi do powyższego fragmentu to:
1. Tak, edukacja jest potrzebna. Jednym z tradycyjnych elementów edukacji są egzaminy, sprawdzające jej skuteczność. O ile nie wyobrażam sobie zanadto wprowadzenia "karty pieszego" (choć właściwie, czemu by nie? ), to użytkownicy rowerów powinni jednak jakieś uprawnienia zdobywać. Kiedyś tak było i nie było to aż takie straszne, jak cała reszta socjalizmu. Rower (w rękach rowerzysty ) też może komuś niewinnemu poważną krzywdę uczynić.
2. Obowiązkowe przejazdy na rowerach w czasie kursów na prawo jazdy? A jeśli ktoś nie umie jeździć na rowerze (znam takie osoby), nie mógłby otrzymać prawa jazdy? Ale owszem, czemu nie. Tylko ja bym tu dołożył jeszcze tzw. i_vice_versa - obowiązkowe przejażdżki po mieście samochodem (owszem, jako pasażer), dla kandydatów na rowerzystów - żeby taki jeden z drugim ujrzał ten pieszo-pedalistyczny horror, który ja widzę z mojej czarnej puszki. I taka przejażdżka nie powinna trwać 10 minut, tylko ze trzy godziny, żeby był czas na odpowiednie przerażenie.
3. Większa liczba wideorejestratorów w radiowozach, które nagrywałyby niebezpieczne zachowania na drodze. Oj, tu się podpisuję wszelkimi kończynami. Łomatko, co też by taki rejestrator opowiedział narodowi o pieszych i rowerzystach... Aj, to by było prześliczne. Sam już jeżdżę tylko z rejestratorem, bo strach bez niego, i zbieram śliczne kwiatuszki. Kiedyś toto opublikuję, ale będzie...
4. Organizowanie wspólnych przejazdów na rowerach środowisk cyklistów razem z policjantami (żeby policja bardziej poznała problemy cyklistów). Tu też jestem za. Policja powinna znacznie lepiej poznać problemy (wielu) cyklistów - z rozumieniem świata wokół nich i odpowiednim nań reagowaniem.
5. Przekraczanie prędkości - to na pewno ja. Oni, na chodnikach (bo się boją mnie), jej nie przekraczają - to ci niepotrzebni piesi idą stanowczo zbyt wolno.
6. Jazda po pijanemu? To też raczej tacy, jak ja - nas łatwiej złapią, niż takiego, co zygzakiem ucieknie po trawniku między drzewami.
7. Przejechanie pieszego na chodniku? To raczej nie samochód, ale o tym nie wspomnieli, więc się zapewne nie zdarza.
Przed wojną (stary, jeszcze carski zwyczaj), rowery miały tabliczki rejestracyjne. I komu to przeszkadzało, a?
Offline
Użytkownik
Miałem się już nie mądrzyć, ale co tam...
Jestem (jak już kiedyś pisałem) komunikacyjnym Światowidem (czyli mam cztery oblicza: kierowcy, motocyklisty, rowerzysty i pieszego) Horyzont mam więc szeroki. Wniosek nasuwa mi się jeden. Jeśli od dobrych kilku lat stara się zdepolityzować społeczeństwo (niech będą konsumentami w pierwszej kolejności) aby łatwiej było nim zarządzać, to w techniczne kwestie zarządzania rzeczywistością dookólną wkrada się ideologia. Na naszych oczach wprowadza się "kulturową hegemonię" wg Gramsciego. Teorie dotyczące organizacji życia wielkomiejskiego mają swą podbudowę, w postnowczesnym społeczeństwie. Większość z tych teorii jest oderwana od rzeczywistości, ale jak wiemy w lewackim widzeniu świata to w ogóle nie przeszkadza. (i tu musiało paść słowo lewactwo )
Reasumując: większość pomysłów na nasze miasto ma na celu stworzenie wygodnej przestrzenii dla wąskiej grupy uprzywilejowanych (i tu nie wiem jak ich ją nazwać) młodych, wykształconych itd. A reszta niech śmiga kanałami (wraz ze swymi smrodliwymi puszkami) i nie psuje swoim widokiem Nowego, wspaniałego Świata. Zresztą Huxley i Orwell dobrze opisali konswkencje takich działań. Się rozpisałem, ale wziąłem przyklad z przedmówcy
PS. Na zebraniu w rzeczonej gazecie (organie) nie było "burzy" bo takowa w próżni nie występuje. (co najwyżej zaburzenia entropii )
Offline
administrator
O, proszę, ktoś tę erupcję niechęci przeczytał (i jeszcze przy okazji nie nazwał mnie blachozbrodniarzem). Miło mi, dziękuję
Offline
Użytkownik
Jak mógłby jeden blacho-zbrodzień drugiego tak nazwać
Ja też trochę żółci i jadu "ideolo" zrzuciłem. I lżej mi troszku na duchu.
W niedzielę mój przyjaciel nie dotarł na świetną imprezę historyczną, bo inni chcieli sobie pobiegać po Centrum od rana do 15-ej. Niedługo "zdrowy styl życia" będzie jedynym uzasadnieniem istnienia w naszym mieście (czy jeszcze naszym?)
Offline
administrator
Tak swoją drogą... (mam nagrane, ale to nic takiego - norma, panie )
Już nie wspomnę o mamusi z dzieciątkiem na ramionach wbiegającej bez oglądania się pod autobus parę dni temu, ani o dwójce młodych ludzi, którzy bardzo spokojnie wleźli mi pod koła wczoraj na Grochowskiej (też im się nie chciało spojrzeć na jezdnię, może ich szyje bolały z miłości, urocza para). Skręcam sobie dziś powolutku w prawo z Radzymińskiej w kierunku Utraty. Przez przejście dla pieszych (nie ma tam ścieżki rowerowej, to nie ta strona ulicy) spokojnie jedzie sobie ekologiczna Pani. Gdybym głupie babsko skasował, wina byłaby moja - głównie dlatego, że ja mam uprawnienia i niebezpieczne narzędzie, a ona nie musi mieć pojęcia o niczym. I cóż z tego, że jej nie wolno, kiedy ona nie musi tego wiedzieć? Taka pochwała_niewinności. Ja za głupotę mogę stracić prawo jazdy, ona co najwyżej nabije sobie guza (niedrogiego i przyjaznego środowisku).
Offline